sobota, 4 listopada 2017

Instynkt

Czyli jednorazowe opowiadanie o bardziej realnych zwierzętach, a dokładniej gepardzie...

 

~*~


  Impale wywołały dezorientacje w bursztynowych oczach, mknąć i skacząc w morzu traw na wszystkie możliwe dla kocięcia strony. Szybko zniknęły, hen za horyzontem, a za nimi w imponującej prędkości biegła samica geparda. Zamrugał kilkakrotnie i potrząsnął łebkiem. Tak mało jeszcze rozumiał. 

  Był mały, miał krótkie łapki i mógł szczycić się mianem geparda – najszybszego zwierzęcia w Afryce, choć do osiągania takich prędkości jak jego mama było mu jeszcze daleko. Jedyny z miotu, to i wypieszczony, i znudzony przez brak zajęcia, Machozi. Gdyby tak miał siostrę czy brata, byłoby co robić, nie musiałby chodzić za mamą, ciekaw co też ona robi gdy jej nie ma w domu, razem z nim.

  I tak właśnie się tu znalazł, nie spodziewając się zupełnie że po kilku krokach napotka duże, ciemne oczy, przyglądające się mu z tym samym zdziwieniem i ciekawością co on sam. Przechylił głowę. Tak samo postąpiło kopytne małe, a i tak większe od niego zwierze – młode impali.

  Machozi, cofnął się, nie wiedząc co zrobić. Tylko patrzył, jak młode wstaje na szczupłych nogach, zupełnie zdziwiony jak można ustać na czymś tak cienkim. Nie to co jego łapy, pulchne i mięciutkie, z małymi, jeszcze nie groźnymi pazurkami. Niespodziewanie samiczka trąciła go mocno głową, wywracając do góry brzuchem. Zaraz zaczął wywijać śmiesznie łapami, jakby był żółwiem, a nie gepardem; cóż, tłuszczyku mu nie brakowało.

  Za to Kujikuna nie różniła się na tle innych impali, musiała tylko dorosnąć, a póki nie dorosła... Machozi złapał w przednie łapy jej pysk, uśmiechając się zadziornie, wysunęła go z łatwością śmiejąc się z niego i uciekając kocięciu. Przeturlało się kawałek potrącone przez jej nogi, z ulgą lądując na brzuchu, teraz mógł wstać z łatwością. Prędkością jej nie dorównywał, jeszcze... Ale to nie przeszkadzało w ich wspólnej zabawie, młoda zawracała, dając Machoziemu jakieś fory. Pulchny mały wywracał się i gonił, z początku nieśmiało, za biegnącą w tą i we wte kopytną koleżanką.

   Zostali przyjaciółmi, Machozi i Kujikuna, gepard i impala. Bawili się razem codziennie. Machozi nie zdradzał matce kryjówki młodej impali, a Kujikuna nie mówiła nic stadu, to było ich wspólne miejsce, tylko ich.

  Wszystko zmieniło się gdy Machoziemu zostało kilka miesięcy do dorosłości. Nastała pora sucha i impale musiały migrować wraz z resztą kopytnych stworzeń. Machozi zobaczył Kujikune wraz z jej stadem wśród zebr, gdy razem z matką obserwował zwierzynę. Odeszli dosyć szybko, woląc zejść z drogi lwom.

  Matka geparda miała trudne, ostatnie już zadanie – nauczyć młodego porządnie polować, by mógł poradzić sobie zupełnie sam. Taka natura gepardów i Machozi przygotowywał się do dnia kiedy zostanie zdany tylko na siebie i prawdopodobnie ze swoją mamą nigdy już się nie spotkają.

  Czas mijał, wszystko wokół się zmieniało. Machozi przemierzał sawannę już sam, dorosły. Chudy jak typowy gepard, szybszy nawet od matki, niestety radzący sobie gorzej niż ona. Wciąż towarzyszyło mu uczucie pustki, tęsknił za swoją przyjaciółką impalą i unikał polowania na nie, kiedy w końcu powróciły; lecz Kujikuny z nimi nie było. 

  Nastał dzień gdy pierwszy raz złamał swoją zasadę, dręczony głodem postanowił zapolować na impale – jedyną w okolicy zwierzynę jak na jego możliwości. Gepard nie potrafił złapać w pojedynkę czegoś większego, czy zebry, czy bawoły zupełnie się nim nie przejmowały, nawet na gnu nie robił wrażenia widok jego cętek, sunących w trawiastych gęstwinach.

  Porwał się do biegu zauważając samotną impale, ta z początku chciała się zerwać do ucieczki, aczkolwiek stała w bezruchu. Machozi zwolnił biegu, w nagłej niepewności, wtem ona rzuciła się ku niemu. Zdezorientowany i wystraszony zaczął zwiewać jak najdalej mógł. Ach, te długie dystanse, kwestia pokonanych metrów i role się odwróciły, już nie on, a impala mknęła szybciej. Minęła go, zawracając... I wtedy, właśnie wtedy ją poznał...

  Ich radość była ogromna, a spojrzenie innych zwierząt bezcenne, jak nie przejmując się niczym, przemierzali wspólnie sawannę. Kujikuna nie mogła być z nim cały czas, lwy, hieny jakiekolwiek inne drapieżniki mogły to wykorzystać, a Machozi był sprinterem, nie siłaczem. Spotykali się więc od czasu do czasu, często w pobliżu innych impali. Te przyzwyczaiły się do odwiedzin geparda, aczkolwiek nie do końca im się to podobało i nadal mu nie ufały.

  Czas płynął swoim rytmem, gepardy zaczęły łączyć się w pary. Miłość dopadła także i Machoziego. Poznał już Lughe, natarczywą i nie odpuszczającą go ani na krok, odszedł od niej następnego dnia.  Poznał Kwende, ta z kolei silna gepardzica, sama się nim znudziła. Jednak Kwenda była jedną z tych gepardzic, w której zauroczył się po uszy. Zrezygnowany, wręcz markotny, wpadł na Majaribu. Gepardzica nieśmiała jak on, w dodatku ranna, o może nie większej urodzie niż Kwenda, ale było w jej spojrzeniu coś niezwykłego, co końcem końców urzekło geparda... Machozi może nie był zbyt dobry w polowaniu, ale nie mógł jej tak po prostu zostawić, zaopiekował się samicą, ustępując jej każdą swoją zdobycz. 

  Majaribu szybko doszła do siebie, a z wdzięczności zamierzała wzbogacić doświadczenie partnera. Zaczęli polować razem, rozumieli się doskonale. Gepard jak nigdy dotąd, radził sobie przy niej znakomicie. Majaribu najczęściej upatrywała za cel impale. Machozi uważał by nie trafić na Kujikune, od dawna jej nie widział, ale wspomnienie o dawnej przyjaźni w nim pozostało. Mimo wszystko głębsze więzi zdążył już zbudować z gepardzicą. 

  Dorosły, a wciąż nie rozumiał, co kieruje ich światem, co sprawia że potrafią zabijać. Ten ranek miał utkwić w pamięci geparda już na zawsze. 

  Jak zwykle udali się na polowanie, ostatnio nie dopisywało im szczęście, pierwszą okazje napotykali, ku swojemu zdziwieniu, już po drodze. Majaribu wypatrzyła małą impale, ledwo kilkugodzinną. Młode stało się ich celem. Wpierw trzeba było spłoszyć inne impale. Gepardy krążyły im na widoku, podchodząc coraz bliżej, aż kopytne ruszyły, a cętkowane koty pognały za nimi...

  W bursztynowych oczach odbijała się mała impala, reszta była nie ważna, głód napędzał długie łapy, gepard czuł jak jego pazury i opuszki odbijają się od miękkiej ziemi, czuł zapach ofiary i niemal jej smak. W odpowiedniej chwili rzucił się w jej kierunku, drogę przebiegła mu matka małej impali więcej mięsa, trudniejszy cel, ale Majaribu już zmierzała mu z pomocą. W tym momencie instynkt geparda działał na pełnych obrotach, nie stać ich było na kolejne dni głodówki, to byłby ich koniec. Skoczył na tę dorosłą, Majaribu mu pomogła, impala nie zamierzała poddać się bez walki. Uczepiał się o jej skórę pazurami, próbował ją przygwoździć do ziemi, antylopa wciąż się szamotała nie dając się w pełni przewrócić. Majaribu zrzuciła nagle Machoziego z jej boku, w harmidrze walki. Kurz unosił się wszędzie, podobnie jak zapach krwi napędzającej do działania zaraz mogły się tu zebrać wszelkie drapieżniki z okolicy... 

  Impali udało się stanąć znów na nogach, z ciężarem Majaribu na grzbiecie, coraz bardziej wykończonej, na korzyść ofiary. Machozi musiał działać szybko, więc przebił kłami gardło kopytnej, czując pożądany smak krwi w pysku... I wtedy zdał sobie sprawę z tego co właśnie się dzieje... Dusił Kujikune... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz